WEDŁUG ŻAKA – Większe dobro?
Po pierwszej turze wyborów prezydenckich snułem rozważania o „mniejszym źle”. W sumie jest to w III RP bardzo doraźne i zdecydowanie wciąż modne przedwyborcze myślowe wzmożenie. Niby intelektualne, a tak naprawdę etycznie niemądre. „Mniejsze”, „większe”? Przymiotniki używane w nowomowie potrafią zmienić dużo i mogą zrelatywizować wszystko. Tak jak w matematyce nie ma „większej połowy”, tak ruiną dla etyki stają się próby skalowania zła lub dobra. W kulturze – tej definiującej się poprzez działania artystyczne – jest nie inaczej.
Dopiero co odbyła się druga konferencja (pierwsza rok temu) odwołująca się do myśli śp. Krzysztofa Karonia. Uczestnicy znów debatowali nad marksizmem kulturowym, który „zdobył instytucje” i coraz skuteczniej jednostronnie zarządza kulturą w tzw. starej Europie. Można by rzec, że kolejne mutacje bolszewików wytresowanych w „szkole frankfurckiej” nie dają nawet tego prawa wyboru, które ludzie wciąż mają przy urnach. Są wyjątki – to prawda, np. Szwajcaria, gdzie z końcem ubiegłego roku odbyło się referendum, które – ku zaskoczeniu „liberalnego świata” – zdecydowało o nie przeznaczeniu pieniędzy szwajcarskich podatników na organizację Konkursu Piosenki Eurowizji 2025. No tak – jak słusznie ktoś może zauważy – ale to alpejskie państwo, choć jak najbardziej europejskie, to przecież nie podlega „wielkiemu bratu” z Brukseli…
Na pierwszej „Karoniowej” konferencji miałem okazję zabrać głos i zdefiniować z pozycji praktyka – twórcy teatralnego moje widzenie sprawy „wojny kulturowej”. Apelowałem, aby przestać „doktoryzować się ze zła”, wciąż i wciąż opisując marksistowski Mordor, a w kontrze do niego po prostu czynić dobro poprzez dzieła (w rozumieniu: „dzieła artystyczne”). Takie sprawy widzenie jest bardzo uzasadnione. Z jednej strony niby wiemy, że zmiany kulturowe, które dekonstruują polską tożsamość, są w dużej mierze efektem emocji tworzonych przez tzw. przemysł rozrywkowy oraz żerowaniu współczesnych marksistów na autorytecie sztuki wyższej, a mimo to prawie nic nie robimy, aby na tym najważniejszym polu bitwy dać odpór złu. Nie tylko programowo nie tworzymy pod sztandarem Dobra-Piękna-Prawdy artystycznego wojska, ale również zupełnie nie dbamy o swoich „artystów wykluczonych”, ludzi walczących często samotnie gdzieś „na prowincji”, gdzieś „na marginesach”. Szczerze się ucieszyłem słysząc, że tym razem organizatorzy zapraszają do rozmowy na temat praktycznych sposobów „zatrzymania marksizmu w Polsce i Kościele” oraz – zgodnie z oficjalnym hasłem Konferencji – do odpowiedzi na pytanie: „Jak przełamać antykulturę?”
Niestety, na tegorocznej Konferencji nie było mi dane ukonkretnić swojego widzenia, jak poprzez sztukę z marksizmem „zwyciężać mamy”, a w wystąpieniach prelegentów ten temat był obecny ledwie śladowo… Napiszę więc szczerze i bez fałszywej skromności, co sobie pomyślałem. Ano to, że może nie zaprosili gadającego Żaka, ale jego Teatr Nie Teraz to powinni jak najbardziej. W repertuarze mamy przecież przedstawienie, które dokładnie pasuje do idei Konferencji i to nie tylko tytułem – „Pokonać piekło”. Przecież jest to opowieść o wybieraniu i piękna, i dobra, ale również jedynej wiary, która prowadzi do Zbawienia. I jeszcze fabuła przywołuje postaci dwóch polskich duchownych i męczenników – św. o. Andrzeja Bobolę i bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. A więc mamy oczywistą praktyczną artystyczną ilustrację tego, jak „przełamywać antykulturę”…
A co do „zatrzymania marksizmu w Polsce i Kościele”, to po pierwsze nie rozróżniałbym tych dwóch pojęć, bo Polski nie ma bez katolickiego Kościoła. I nie będzie jej, jeżeli ludzie kontrrewolucji, ludzie aspirujący do bycia autentyczną polską elitą nie wprowadzą tradycyjnego chrześcijańskiego paradygmatu w swoje życie. Po drugie, celem ludzi normalnych nie może być li tylko „zatrzymywanie marksizmu”, ale doprowadzenie do sytuacji, w której on już nigdy tutaj, w naszej Ojczyźnie, nie znajdzie dla siebie miejsca.
Musimy chcieć więcej niż tylko „przełamywać” to co złe. I znów wypunktujmy – po pierwsze: jeżeli już „przełamywać” to „mieczem dobra i piękna”. Taki oręż można wykuć tylko w kuźni Tradycji, a ponadto trzeba umieć się nim posługiwać, a więc dzień w dzień „trenować”. Po drugie – do tego są nam potrzebni „niemalowani ułani”, a tacy nie rodzą się na kamieniu, ani tym bardziej nie da się ich kupić na żadnej giełdzie czy wyprzedaży – a więc trzeba wychowywać. Jeżeli naprawdę poważnie myślimy o Polsce, o naszych dzieciach i wnukach, ale również o tym jak nas widzą „tam z góry” nasi przodkowie, to – odwołując się do znanych poetyckich wersów:
…I kto szablę mógł utrzymać
Ten formował legion, wojsko (…)
I ruszała wiara w pole…
„Szabla” to sztuka. „Wojsko” to artyści. „Wiara” to my. A „pole” to każdy metr kwadratowy polskiej ziemi i każde serce oraz rozum, do których trzeba dotrzeć z najlepszą z „dobrych nowin” – TU JEST POLSKA!
Życzę Państwu pięknych myśli, prawdziwych słów i dobrych wyborów. Pozostaję z szacunkiem i nadzieją na wspólny ciąg dalszy. Bo tak jak „dzik jest dziki”, tak „dobro” nie ma nic wspólnego ze „złem”. Jak to zapisał kiedyś Józef Mackiewicz:
Czasy są zawsze takie, jakimi my je robimy.
Panią rączki całuję!
Panom ściskam prawicę!