Pseudoekologiczne szaleństwo dociera też do Tarnowa. Jak wiadomo, „elektryki”, pozostawiają tak naprawdę większy „ślad węglowy” – jeżeli już mielibyśmy się upierać przy tej nowomowie – niż pojazdy tradycyjne, a to ze względu na rzadkie minerały niezbędne do produkcji ogniw paliwowych, które po paru latach nadają się do wyrzucenia i trudno je zutylizować. Są droższe, mniej trwałe w eksploatacji, cięższe, trudne do ugaszenia w razie pożaru i niewydolne zimą. Tam, gdzie nie dopłacają do nich inni podatnicy – ich sprzedaż drastycznie spada, ponieważ nie jest to pojazd, który statystyczny Kowalski w normalnych warunkach by kupił. Jednak stopniowe wprowadzanie takiej floty pojazdów to wymogi unijnych dyrektyw. Teraz autobusy elektryczne zakupić ma Tarnów. Jeżeli nasze MPK ma jeszcze gdzieś stare, spalinowe Jelcze PR 110, to zimą za 2-3 lata, może przynajmniej będzie miało czym takiego „elektryka” ściągnąć z linii, żeby nie stał do wiosny.