Zapraszamy do obejrzenia, a może prędzej wysłuchania kolejne programu naszego poetyckiego cyklu. Tym razem pozwoliłem sobie zamieścić swoje własne opowiadanie. Opowiadanie o „starych ludziach na bocznym torze”, którzy mieli w życiu jakieś osiągnięcia, a teraz nie mogą się odnaleźć, choć przecież czują, że mieliby jeszcze coś do zaproponowania, do powiedzenia.
Przyczyną powstania tego amatorskiego opowiadania sprzed kilku lat, było moje spotkanie z dawnym znajomym, człowiekiem, który na niwie kultury miał w Tarnowie pewne osiągnięcia i nagrody. Długo się nie widzieliśmy, rozmawialiśmy po mszy świętej, pod kościołem. Dowiedziałem się, że starszy pan po 60-tce od paru lat szuka pracy. Takiej, której mógłby podołać, niekoniecznie w zawodzie. Mówiąc o tym, zachowywał jednocześnie jakąś taką pogodę ducha, jakby problem dotyczył kogoś innego… Poprosiłem, żeby puścił do mnie na komórkę sygnał, to sobie zapiszę jego numer. Okazało się, że miał nie doładowany telefon – nawet na to nie było go stać… Potem razem ze znajomymi rozglądaliśmy się za jakimś zajęciem dla niego. Od innych osób dowiedziałem się też, że widywano go w kuchni Caritasu… Starszy, kulturalny pan na bocznym torze…
Na przestrzeni lat widziałem nie raz takie sytuacje. Jedni radzili sobie lepiej, inni gorzej. A ileż takich osób, nawet mając zapewniony godny byt, żyje w samotności, czując się „odstawionymi” poza nawias życia? A przecież każdy z nas kiedyś znajdzie się, w większym czy mniejszym stopniu, „na bocznym torze”…
Tak powstało to opowiadanie. Z potrzeby serca. Tytuł „Pan Jonesco jeszcze musi” nie jest przypadkowy. W 2004 roku w Tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego miała miejsce premiera sztuki „Krzesła” Eugeniusza Ionesco, w reżyserii Wojciecha Markiewicza. W głównych rolach cudownie zagrali m.in. Mariusz Szaforz i Lidia Holik-Gubernat, aktorka z ponad 50-letnim wówczas dorobkiem scenicznym, która miała okazję poznać jeszcze samego Ludwika Solskiego, najdłużej chyba grającego aktora na świecie… Ale wróćmy do samej sztuki… Oto Ona i On, starsze małżeństwo, zapraszają wielu gości, by przekazać im swe ważne przesłanie. Nie przychodzi jednak nikt, a krzesła, pozostają puste…
W recenzji z tego przejmującego spektaklu pisałem m.in., że jest to „dramat ludzi starych, wspominających przeszłość, mielących pragnienia niespełnione, pragnących przekazać sumę własnych doświadczeń następnym pokoleniom. Te próby są w „Krzesłach” z góry skazane na porażkę. Nie pojawia się dialog, nawet monolog rozbija się o martwą przestrzeń krzeseł, a wyczekiwane orędzie nie wybrzmiewa.”
Zatem i w moim opowiadaniu, pan Ionesco ma coś ważnego do powiedzenia. W tej opowieści przewijać się będą również pojedyncze nazwiska osób ze świata tarnowskiej kultury, także tej medialnej – osób, których nie ma już pośród nas i z których każda zasługuje na własną opowieść. Niektórzy z tych ludzi mieli „pod górkę” do ostatnich dni swojego życia.
Tak powstało to opowiadanie. Następnie postanowiłem je przeczytać. A kiedy już przeczytałem, zapragnąłem wzbogacić je o muzykę. Własną. Amatorską. Na klawiszu. W przeważającym stoponiu jest to improwizacja, z kilkoma ścieżkami dogrywanymi na fali emocji, bez poprawek, a pierwszą warstwę muzyczną nagrywałem chyba grając na syntezatorze i czytając jednocześnie. Chwilami mnie poniosło, będziecie musieli to Państwo wybaczyć, postanowiłem tak to zostawić.
A potem pojawiła się potrzeba ubrania tego w obraz. Mamy więc przefiltrowany spacer po Starym Cmentarzu, stare fotografie i fragmenty przedwojennego dokumentu o Tarnowie z 1928 roku, z kanału Mateusza Papugi. Zmiksowane na ile pozwalał stary komputer.
Szanowni Państwo, to opowiadanie jest trochę jak wyrzut sumienia i akt oskarżenia. Ciekawe, iluż to „starszych ludzi na bocznym torze” mijamy co dzień? Albo nawet nie mijamy, bo siedzą w domach? Ale przecież część z nas też kiedyś „ludźmi na bocznym torze” się stanie. I choćbyśmy mieli najcenniejszą nawet rzecz do przekazania – nikt nas nie wysłucha. Nikt nie przyjdzie. Przygotowane dla gości krzesła, pozostaną puste.
A tymczasem, tuż obok jest cały, bogaty świat, którego nie dostrzegamy. Trzeba tylko umieć „patrzeć nie patrząc”. I słuchać „nie słuchając”. Naprawdę, nigdy tego nie próbowaliście? Opowiem wam…